KONKURSY I OLIMPIADY

Studia podyplomowe

 
Hemarex
 
Super Mind

Ostatnio najpopularniejsze

EPIDEMIA "ŚLEDZI"
 
Kategoria oniszczuk
Felieton i komentarz
Śledzie są cenionym dobrem „zakąskowym”, o czym wiadomo od stuleci, po świeżo zakończone biesiady świąteczno – noworoczne. I tak zapewne będzie, dopóki nie wyschnie Bałtyk i inne akweny morskie. Nawet, jak brukselska biurokracja unijna ograniczy kwoty połowowe do jednego śledzia na kraj członkowski lub przyjmie „pakiet śledziooszczędności”. Śledzie mają, jakby nie patrzeć, perspektywy lepsze niż „chore” euro. Ale równolegle coraz bardziej szerzy się inne, niepokojące zjawisko, przybierając rozmiary postępującej epidemii, które można by określić mianem „śledzenia”. Rośnie grupa śledczych i śledzących, których potocznie określa się jako „śledzie”. Już prawie każdy każdego… śledzi. Jednym - to w smak, innym – niekoniecznie. Polska, nie wyjątek, też leży w strefie śledziogennej, a nawet śledziolubnej. Ostatnio epidemia wybuchła z całą mocą na linii prokuratur – wojskowej i cywilnej. Ujawniła się grupa „śledzi” - instytucjonalna, kompetencyjnie jakby skrycie skonfliktowana. Na szczęście – w Bałtyku – nie ma jeszcze podziału na śledzie cywilne i wojskowe, a na lądzie już jest. Epidemia dotarła do świata mediów, które też śledzą bieg wydarzeń i informują, bo po to są. Nie czekając długo, Centrum Monitoringu Wolności Prasy przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, zwołało w trybie pilnym, bo już 11 stycznia br., konferencję panelową, pod hasłem „Kto kogo powinien kontrolować?”. Panelistami byli znakomici znawcy problematyki, tj. dziennikarze śledczy - Cezary Gmyz i Maciej Duda oraz mecenas Dariusz Pluta, adwokat broniący dziennikarzy. Przez prawie dwie godziny, jako niezależny „śledź” prasowy  wysłuchiwałem odpowiedzi na trzy pytania: czy w Polsce bezprawnie inwigiluje się dziennikarzy? Czy dziennikarz w Polsce ma możliwość ochrony informatora” i czy media dostatecznie kontrolują pracę służb państwowych? Tematyka ciekawa, wypowiedzi kompetentne i rzeczowe, choć substancja tak zawiła i uwikłana w gąszczu cytowanych  przepisów prawnych, że sentencje z nich wynikające, w tym dotyczące najbliższych działań praktycznych, zagmatwane i w wielu miejscach mało czytelne. Ale kilka z nich udało mi się wyłowić. Najogólniejsza, to taka, że na tym „śledziowisku”, bardziej śledzi się dziennikarzy, niż działania władz i biznesu. Są coraz większe trudności w uzyskiwaniu informacji, nawet od służb prasowych w resortach i instytucjach, bo tam już namnożono tyle rodzajów informacji – od poufnych, wstępnych, do użytku służbowego czy wewnętrznego, do nawet jawnych, ale wymagających paraf przełożonych. Bywa, że jest to „rafa” nie do przebycia. A już nie daj Boże, jak chce się uzyskać informacje o nieprawidłowościach, stratach, nadużyciach czy o łapówkach. O czym informować i komu informacje udostępniać, decyduje…urzędnik czy ktoś z tej półki. Stąd i przecieki, potem podsłuchy i dochodzenia, kto informację przekazał i komu. Na ogół ostatecznie winnym jest dziennikarz, którego się śledzi. Wydaje się prawdziwą opinia, która przewinęła się na spotkaniu, że  to – uogólniając nieco – władza coraz więcej wie o dziennikarzach, a dziennikarze coraz mniej o władzy i innych strukturach, o ich prawnych i pozaprawnych działaniach.  Jakby tego było mało, lęgnie się, oprócz biurokratycznego, wirus inwigilacji dziennikarzy, a już zupełnie niezrozumiałą jego odmianą, jest nacisk na ujawnianie przez dziennikarzy źródła informacji czyli informatora. Tej praktyce trzeba zdecydowanie powiedzieć „NIE!”. Media, jak i urzędy i władze – to służba w interesie społeczeństwa, a to powinno łączyć, a nie dzielić!

 Mikołaj ONISZCZUK
Warszawa, 12 stycznia 2012 r.
 
Copyright 2024 interwizja.edu.pl.
Copyright © Interwizja.edu.pl 2006 - 2016. Wszystkie prawa zastrzezone.